sobota, 19 marca 2016

Chapter 15


CZYTASZ - KOMENTUJESZ
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3
____________________________________

-Tato uspokój się!  Nic nie rozumiem. - Staram się być spokojna. Toby i Vanessa stoją i chyba czują się skrępowani. Pokazuje im ręką telefon i macham na odchodne. Kieruję się w jakieś ustronniejsze miejsce. Staram sie zrozumieć co mówi mój tato, ale to naprawdę jest trudne.
-Koooochanie -czy on płacze?
- Tato w tej chwili się uspokój i powiedz o co chodzi. - W tym momencie jestem już o krok od załamania.
-Mama ona...ona jest w szpitalu. Dasz radę jakoś się do niego dostać? Zaraz zapytam o adres i prześlę Ci go sms'em. - O nie. Nie. Nie. Nie. To nie dzieje się naprawdę. Lekarz mówił że wszystko będzie dobrze. Słyszę pib i wiem że to adres do szpitala. Tylko jak mam się tam dostać. W telefonie mam numer do Aury, ale ona jest z Deanem. Autobusu raczej nie złapię bo nie znam rozkładu jazdy. Łzy lecą mi z oczu i czuję że wyglądam żałośnie. Nie to jest teraz ważne - Karcę się w duchu. Postanawiam iść na piechotę.
- Przepraszam - podchodzę do starszej pani i pytam gdzie jest ulica wskazana przez tatę. Kobieta patrzy na mnie jak na dziwaka, ale ostatecznie wyjaśnia, że mam iść prosto i za 20 minut skręcić w prawo i tam będzie ta ulica. Dziękuję i odchodzę. Jak na złość deszcz pada dość mocno, zważając iż już jestem mokra. Moje życie to jedno wielkie dno! Tak bardzo boję się o mamę. Idę chodnikiem i nagle obok mnie zwalnia auto.
- Nie pomyliłaś drogi do domu kotek? - I oto w tej jakże już żałosnej i strasznej sytuacji zjawia się król chamów Dean Black. Kiedy widzi moje łzy przez twarz przebiega mu wyraz współczucia? Nie jestem pewna. Zatrzymuje się i każe mi wsiąść. Nie mam siły by się opierać. Miałam nie płakać. Chciałam być silna a tu co?
- A teraz powiedz mi gdzie i po co idziesz. - Pyta.  Niepotrzebnie. I tak wiem że mnie nie lubi . Ba! Wręcz nieznosi. 
- Szpital tu za rogiem. Mama w szpitalu. Jest źle. - Mówię ochrypłym od płaczu głosem.
- Życie nie jest dla ciebie przyjazne. - Mówi i przez resztę jazdy nie odzywa się. Jedyne co to gładzi mnie ręką po mojej.
Kiedy docieramy na miejsce od razu biegnę na recepcję. Proszę pielęgniarki żeby zaprowadziły mnie do ojca. Te z wyrazem współczucia idą a ja za nimi. Dean także dotrzymuje nam kroku. Widzę tatę i od razu rzucam mu się na szyję.
- Mama ma teraz operację. To jej koleżanka ją tu przywiozła. Zadzwoniła do mnie i kazala jak najszybciej przyjeżdżać. Pojechała już. Przyjedzie wieczorem - dla uspokojenia gładzi mnie ręką po plecach. Siedzimy wtuleni w siebie jak kiedyś.
Tak bardzo nie chce stracić mamy.
- Tatusiu czy ona...czy tym razem też z tego wyjdzie? - Pytam, ale tato nic nie odpowiada, tylko mocniej mnie do siebie przytula. Siedzimy już tak przez godzinę, kiedy lekarz wychodzi z bloku operacyjnego. Jego wyraz twarzy. To jak patrzy. Od razu zalewamy się z tatą łzami. Nie udało się. Internista podchodzi do nas i mówi wyuczoną od lat regułkę:
- Tak mi przykro. Robiliśmy co w naszej mocy, aby ją uratować.  Niestety... Nie udało się. - Nie słyszę co mówi dalej. Zrywam się i biegnę. Chcę wejść na blok. Krzyczę,  płaczę i biegnę. Kiedy jestem przy drzwiach i chcę je otworzyć, silne ramiona otaczają mnie w uścisku.
- Dean puść. Ona musi żyć. Proszę. Puść - drę się i kopie go,a on ociąga mnie z tamtąd. - Nieeee
- Ćśś już dobrze, już wszystko będzie dobrze. - Wyrywam się,  ale tracę siły. Bezbronnie opadami na jego ramiona. Bierze mnie na ręce i niesie przez wskazany przez pielęgniarkę pokój. Tam podłączają mi kroplówkę. Wszyscy patrzą na mnie z żalem a ja płaczę. Dean ściska mnie za rękę, a ja płaczę. Moje życie się rozsypało na milion kawałeczków. Kiedy stwierdzają że środki uspokajające działają dołączają mi kroplówkę i próbują że mną rozmawiać. Ja nie mam ochoty! Nie mam na nic siły.
- Melody posłuchaj. - Zaczyna doktor - twój tato zostanie u nas do jutra, żeby jego stan psychiczny się poprawił. Ty natomiast, podejrzewam że nie chcesz tu być, więc pojedziesz do swojego chłopaka dobrze? - mówi i głową wskazuje na Deana. Nie mam siły by odpowiedzieć kiwam więc głową. Mój " chłopak " bierze mnie na ręce i niesie do samochodu. Droga do domu dłuży się. Słucham jak deszcz bije o szybę. Kiedy docieramy na miejsce idę już sama. Kieruję się e stronę domu, ale Dean łapie mnie za rękę i prowadzi do siebie. Ulegam.
- Chodź. Zdejmij kurtkę i buty. - Pomaga mi e tych czynnościach. Nagle ze schodów zbiega Eve. Widać że jest przerażona. Dean daje jej do zrozumienia że później jej wyjaśni. Pyta czy chcę jeść. Kiedy kiwam przecząco głową prowadzi mnje do swojego pokoju. Informuje, że mogę tu spać a on pójdzie do salonu. Nie zgadzam się jednak. Pomimo stanu w jakim się znajduję,  nie chcę być sama.
- Mógłbyś zostać?  Proszę? - Mówię tak cicho, że ledwo słyszalnie. On kiwa głową na tak i oboje kładziemy się do łóżka. Ja na jednej połowie on na drugiej. Pewnie jeszcze dzisiaj rano nie wyobrażałabyn sobie ze mi na to pozwolę a tu proszę. Życie potrafi płatać figle, zwłaszcza kiedy najmniej się tego spodziewamy.....

5 komentarzy:

  1. wow...kolejny rozdział pełen uczuć,jednak dodajesz rozdziały za rzadko bo nie bardzo rozumiem już o co co chodzi,kto jest 'dobry' a kto 'zły' xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem wiem postaram się nadrobić ale takie są uroki pisania :/ czasem ma się wene a czasem nie :P

      Usuń
    2. Wiem niestety,to jak masz wenę pisz na zapas! :*

      Usuń