piątek, 25 marca 2016

Chapter 16

Hej! Postanowiłam iż od dzisiaj będę pisać na wstępie taką krótką notatkę, która zawsze była na końcu i wydaje mi się, że więcej osób ją przeczyta :) Przybywam do was z nowym rozdziałem a przy okazji Życzę Wam Szczęśliwych i spokojnych świąt Wielkanocnych ;)  zapraszam do czytania! 
Czytasz? Daj znać jak Ci się podobało w komentarzu. Enjoy :*
_________________________________________________________

7 dni. 168 godzin. 1080 minut. 604800 sekund. Tyle czasu minęło odkąd serce mojej mamy przestało bić. Tyle czasu zajęło mi pogodzenie się z tą wiadomością. Już nie płacze, nie rzucam niczym o ścianę. Milczę. Sprawy które były dla mnie ważne, takie jak np. Zemsta odeszły na drugi plan. Musiałam wspierać tatę choć mi też było ciężko. Ja mam takie szczęście że mam Eve i Deana.  Przez ostatnie dni zbliżyliśmy się do siebie. Nie w ten sposób. Przeszliśmy na koleżeństwo. Taki układ mi pasuje. Wcale nie. Cicho! Dzisiaj jest dzisiaj i ten dzień jest pierwszym kiedy wracam do szkoły. Pomimo iż nie mam tam mnóstwo przyjaciół, czuję się skrępowana gdy przekraczam próg szkoły. Czuję na sobie spojrzenia mówiące "Tak Ci współczuję. Biedaczka..."  Chcąc uniknąć wzroku innych, kieruję się do swojej szafki, przy której stoi uśmiechnięta i jak zawsze piękna Eve. W sumie ona nigdy nie wygląda źle. Czuję się przy niej jak Qazimodo. Kiedy tylko mnie widzi reaguje zbyt entuzjastycznie.
- Hej!! Jak się czujesz?- czy nie zwariowałam?  Nie. Tak myślę...
- Umm hej. Wszystko ok..- Odpowiadam
Nastaje chwilą ciszy i w momencie kiedy Eve chce coś powiedzieć, dzwoni dzwonek i mimowolnie musimy iść na lekcje. Ona na swoją ja na swoją. Teraz miałam angielski. Razem z Deanem. Czemu moje serce zaczyna bić szybciej gdy tylko o nim pomyślę? Czemu ja o nim myślę?! Bo ci się podobam słonko Zwariowałam. Słyszę głosy. Ignoruję moją lekką paranoję i wchodzę do klasy. Od razu go zauważam. Jak zwykle wygląda świetnie. Co się dziwić. W rodzinie Blacków muszą być silne geny skoro po świecie chodzą Eve i on. Czuję że się rumienię. Dopiero ciche chrząknięcie pani Ryan doprowadziło mnie do porządku. Jeszcze bardziej czerwona zajęłam miejsce przed Deanem na którego twarzy gościł zwycięski uśmieszek. Przez całą lekcję próbowałam skupić się na lekcji, ale naprawdę nie mogłam. To była siła wyższa. Nikt na szczęście nie zadawał pytań. Dopóki nie przyszedł czas lunchu. Wtedy ten dzień zrobił się straszny. Problem w tym że ja naprawdę nie chciałam! Kiedy tylko zajęłam miejsce w kolejce usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się by sprawdzić kto to i wtedy posypała się lawina nieszczęść. Niechcący popchalam dziewczynę za mną, a ta miała tackę ze spaghetti które wylądowało na nowiutkiej bluzeczce od Tiffany'ego dziewczyny Toby'ego. Vanessa od razu wpadła w szał. Zaczęła nabijac się z tego że mój tato jest nieudacznikiem, dlatego że popadł w depresję i chodzi do gabinetu jej ojca na terapię. Upokorzyła mnie jeszcze bardziej. Powiedziała że moja matka powinna się wstydzić tego że mnie urodziła. Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na nią z pięściami. Ona ciągnęła mnie za włosy. Niektórzy wiwatowali inni krzyczeli żeby zawołać nauczyciela. Tylko Dean i Toby odciągali nas od siebie. Kiedy im się to udało i zostałysmy rozdzielone przytuliłam się do Deana, który mnie uspokajał. Spokój nie trwał długo. Obok nas znajdował się dyrektor, który kazał nam iść ze sobą do gabinetu. Szłysmy w asyście chłopaków, którzy przeglądali nam się czy nie skoczymy na siebie. Czułam się jak dziecko, które idzie na rozmowę kiedy zrobiło coś złego. Ja nic złego nie zrobiłam. To była jej wina. Wiem słońce wiem. Patrzę zaskoczona na Deana a ten tylko uśmiecha się głupkowato...

sobota, 19 marca 2016

Chapter 15


CZYTASZ - KOMENTUJESZ
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3
____________________________________

-Tato uspokój się!  Nic nie rozumiem. - Staram się być spokojna. Toby i Vanessa stoją i chyba czują się skrępowani. Pokazuje im ręką telefon i macham na odchodne. Kieruję się w jakieś ustronniejsze miejsce. Staram sie zrozumieć co mówi mój tato, ale to naprawdę jest trudne.
-Koooochanie -czy on płacze?
- Tato w tej chwili się uspokój i powiedz o co chodzi. - W tym momencie jestem już o krok od załamania.
-Mama ona...ona jest w szpitalu. Dasz radę jakoś się do niego dostać? Zaraz zapytam o adres i prześlę Ci go sms'em. - O nie. Nie. Nie. Nie. To nie dzieje się naprawdę. Lekarz mówił że wszystko będzie dobrze. Słyszę pib i wiem że to adres do szpitala. Tylko jak mam się tam dostać. W telefonie mam numer do Aury, ale ona jest z Deanem. Autobusu raczej nie złapię bo nie znam rozkładu jazdy. Łzy lecą mi z oczu i czuję że wyglądam żałośnie. Nie to jest teraz ważne - Karcę się w duchu. Postanawiam iść na piechotę.
- Przepraszam - podchodzę do starszej pani i pytam gdzie jest ulica wskazana przez tatę. Kobieta patrzy na mnie jak na dziwaka, ale ostatecznie wyjaśnia, że mam iść prosto i za 20 minut skręcić w prawo i tam będzie ta ulica. Dziękuję i odchodzę. Jak na złość deszcz pada dość mocno, zważając iż już jestem mokra. Moje życie to jedno wielkie dno! Tak bardzo boję się o mamę. Idę chodnikiem i nagle obok mnie zwalnia auto.
- Nie pomyliłaś drogi do domu kotek? - I oto w tej jakże już żałosnej i strasznej sytuacji zjawia się król chamów Dean Black. Kiedy widzi moje łzy przez twarz przebiega mu wyraz współczucia? Nie jestem pewna. Zatrzymuje się i każe mi wsiąść. Nie mam siły by się opierać. Miałam nie płakać. Chciałam być silna a tu co?
- A teraz powiedz mi gdzie i po co idziesz. - Pyta.  Niepotrzebnie. I tak wiem że mnie nie lubi . Ba! Wręcz nieznosi. 
- Szpital tu za rogiem. Mama w szpitalu. Jest źle. - Mówię ochrypłym od płaczu głosem.
- Życie nie jest dla ciebie przyjazne. - Mówi i przez resztę jazdy nie odzywa się. Jedyne co to gładzi mnie ręką po mojej.
Kiedy docieramy na miejsce od razu biegnę na recepcję. Proszę pielęgniarki żeby zaprowadziły mnie do ojca. Te z wyrazem współczucia idą a ja za nimi. Dean także dotrzymuje nam kroku. Widzę tatę i od razu rzucam mu się na szyję.
- Mama ma teraz operację. To jej koleżanka ją tu przywiozła. Zadzwoniła do mnie i kazala jak najszybciej przyjeżdżać. Pojechała już. Przyjedzie wieczorem - dla uspokojenia gładzi mnie ręką po plecach. Siedzimy wtuleni w siebie jak kiedyś.
Tak bardzo nie chce stracić mamy.
- Tatusiu czy ona...czy tym razem też z tego wyjdzie? - Pytam, ale tato nic nie odpowiada, tylko mocniej mnie do siebie przytula. Siedzimy już tak przez godzinę, kiedy lekarz wychodzi z bloku operacyjnego. Jego wyraz twarzy. To jak patrzy. Od razu zalewamy się z tatą łzami. Nie udało się. Internista podchodzi do nas i mówi wyuczoną od lat regułkę:
- Tak mi przykro. Robiliśmy co w naszej mocy, aby ją uratować.  Niestety... Nie udało się. - Nie słyszę co mówi dalej. Zrywam się i biegnę. Chcę wejść na blok. Krzyczę,  płaczę i biegnę. Kiedy jestem przy drzwiach i chcę je otworzyć, silne ramiona otaczają mnie w uścisku.
- Dean puść. Ona musi żyć. Proszę. Puść - drę się i kopie go,a on ociąga mnie z tamtąd. - Nieeee
- Ćśś już dobrze, już wszystko będzie dobrze. - Wyrywam się,  ale tracę siły. Bezbronnie opadami na jego ramiona. Bierze mnie na ręce i niesie przez wskazany przez pielęgniarkę pokój. Tam podłączają mi kroplówkę. Wszyscy patrzą na mnie z żalem a ja płaczę. Dean ściska mnie za rękę, a ja płaczę. Moje życie się rozsypało na milion kawałeczków. Kiedy stwierdzają że środki uspokajające działają dołączają mi kroplówkę i próbują że mną rozmawiać. Ja nie mam ochoty! Nie mam na nic siły.
- Melody posłuchaj. - Zaczyna doktor - twój tato zostanie u nas do jutra, żeby jego stan psychiczny się poprawił. Ty natomiast, podejrzewam że nie chcesz tu być, więc pojedziesz do swojego chłopaka dobrze? - mówi i głową wskazuje na Deana. Nie mam siły by odpowiedzieć kiwam więc głową. Mój " chłopak " bierze mnie na ręce i niesie do samochodu. Droga do domu dłuży się. Słucham jak deszcz bije o szybę. Kiedy docieramy na miejsce idę już sama. Kieruję się e stronę domu, ale Dean łapie mnie za rękę i prowadzi do siebie. Ulegam.
- Chodź. Zdejmij kurtkę i buty. - Pomaga mi e tych czynnościach. Nagle ze schodów zbiega Eve. Widać że jest przerażona. Dean daje jej do zrozumienia że później jej wyjaśni. Pyta czy chcę jeść. Kiedy kiwam przecząco głową prowadzi mnje do swojego pokoju. Informuje, że mogę tu spać a on pójdzie do salonu. Nie zgadzam się jednak. Pomimo stanu w jakim się znajduję,  nie chcę być sama.
- Mógłbyś zostać?  Proszę? - Mówię tak cicho, że ledwo słyszalnie. On kiwa głową na tak i oboje kładziemy się do łóżka. Ja na jednej połowie on na drugiej. Pewnie jeszcze dzisiaj rano nie wyobrażałabyn sobie ze mi na to pozwolę a tu proszę. Życie potrafi płatać figle, zwłaszcza kiedy najmniej się tego spodziewamy.....

wtorek, 15 marca 2016

~ Informacja! ~

Hej :) chcę Was poinformować o tym, iż do końca tygodnia postaram się dodać rozdział, ale niczego nie obiecuję. W szkole mam urwanie głowy. Same sprawdziany, kartkówki i próby śpiewania, więc poprostu nie mam czasu na nic xd
Mam nadzieję że za niedługo będzie luzniej i posty będą regularnie :/ :D

niedziela, 6 marca 2016

Chapter 14

CZYTASZ - KOMENTUJESZ 
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3 
_________________________________________________________
Siedzę w pokoju,ogarnięta ciszą. Kiedy przyjechaliśmy do domu, odbyłam z rodzicami poważną rozmowę na temat jak dalej mam zamiar funkcjonować. Wiem, że nie będzie mi łatwo, bo ciągle w głowie mam obraz jak ten bydlak mnie krzywdzi. Nie reaguję już płaczem. W sumie odkąd wróciliśmy nie płakałam ani razu. Wyjaśniłam im, że nie zwariowałam, tylko teraz chcę zacząć wszystko od nowa. Tato zażądał złożenia donosu na policji.  Oboje się zdziwili, kiedy powiedziałam że nie ma mowy. Mama zaczęła płakać, a tato nerwowo zaśmiał się i zapytał czy mocno uderzyłam się w tą głowę. Powiedziałam im że sama się tym zajmę i nie życzę sobie żeby oni ingerowali to. Coś czuję że i tak po kryjomu pójdą na policję. Dlatego muszę być szybsza i Dean mi w tym pomoże. Bynajmniej tak mi się wydaje. Dean! Nic mu jeszcze nie wyjaśniłam. Muszę się z nim jak najszybciej spotkać.
Schodzę więc z łóżka, przebieram się w jeansy, zwykły czarny top i wychodzę z domu idąc do tego naprzeciwko. Kiedy jestem na ganku zaczynam się stresować. Co jeśli był miły tylko przez to że miałam wypadek. Pełna obaw pukam do drzwi. Otwiera je nie kto inny jak Dean. Ma na sobie tylko krótkie spodenki w kolorze khaki i czarne japonki. Nie mogę oderwać wzroku od jego klaty. Ma trzy tatuaże. Pierwszy to jakaś data, drugi to znak nieskończoności na obojczyku i trzeci ostatni to chyba jakaś sentencja w jakimś języku. Mogłabym wpatrywac się w nią przez cały dzień ale przerywa mi pstrykanie palców tego boga.
- Ee księżniczko. Czego tu szukasz?
- Noo przyszłam z tobą porozmawiać. Wiesz wyjaśnić tą żenującą sytuację. Mogę wejść? - Pytam z lekkim uśmiechem.
- Nie sądzę że to jest dobry pomysł. Jest tu Aura. - Tłumaczy
- Coś nie tak kochanie? - Słyszę głos Aury, która właśnie materializuje się koło nas. Lubię ją, ale czuję mocny ból w miejscu gdzie najprawdopodobniej jest moje serce.
- Nie, Melody przyszła do Eve, ale niestety nie ma jej w domu - OK. zrozumiałam. To było tylko przez wypadek. Czuję się żałosna. Bez słowa odwracam się i kieruję się do swojego domu. A ja głupia chciałam powierzyć mu swoje sekrety. Postanawiam zadzwonić do Eve, myślę, że ona mnie wysłucha. 
-Halo?- odbiera po jednym sygnale.
- Cześć to ja, Melody. Gdzie jesteś? Chciałabym pogadać- tłumaczę
- Aktualnie jestem u swojego chłopaka - chwila. Ona ma chłopaka?  
- Oh to nie przeszkadzam. Baw się dobrze - mówię bez przekonania. Czułam że coś przede mną ukrywa. Głos miała spięty.
Mama pyta się czy nie chcę gdzieś jechać, bo jedzie do Polly i może mnie gdzieś podrzucić. Decyduję się na centrum handlowe. Nic nie poprawia humoru tak, jak zakupy. A zdaję sobie sprawę z faktu, że w mojej szafie przydałby się mały rekonesans. Żegnam się z mamą i idę do budynku. Na początku bezczynnie kręcę się po sklepach, nie mogąc nic sobie znaleźć. Wtedy zauważam Toby'ego. Z nikim innym jak piękną długonogą blondynką, która w porównaniu ze mną wygląda jak Angelina Jolie. On też mnie zauważa. No to dupa, trzeba sie przywitać.
- Hej Mel! - zaczyna Toby
- Um hej.
- Co za maniery. Poznajcie się. To jest Vanessa - wskazuje na boginię - A to Melody.
Czas na podanie sobie ręki.
- Hej, jak okropnie  miło mi cię poznać! - moje słowa są zbyt entuzjastyczne. Ta tylko kiwa głową na znak że rozumie , ale nie ma zamiaru się przedstawiać. Ohh prawdziwa z niej dusza towarzystwa. Ten dzień nie mógł być bardziej nudny i okropny. Stoimy w niezręcznej ciszy, którą przerywa czyjś telefon. Chwila. To mój telefon. Odbieram, ale nie spodziewałabym się nigdy tego co usłyszę....

---------------------------------------------------------------------------------------
Przybywam z nowym rozdziałem ! :)  W KOMENTARZACH ZOSTAWIAJCIE   LINKI DO SIEBIE ♥ Z PEWNOŚCIĄ ZAJRZĘ :) :*