piątek, 4 grudnia 2015

Chapter 4

Kiedy się budzę słyszę stukot garnków. To znak, że mama zabrała się za rozpakowywanie pudeł. W końcu i ja to muszę też zrobić. Jak zwykle ociągając się wstaję, biorę ciuchy z szafki i idę się ubrać. Gdy mam już na sobie komplet moich ulubionych legginsów i koszuli w kratę z włosami związanymi w ciasnego koka, schodzę na dół. Tam zastaję tak jak się spodziewałam mamę jednocześnie układającą naczynia i smażącą mi naleśniki. Mmm kocham je.
- Zaraz po śniadaniu pojedziemy do miasta po parę potrzebnych rzeczy, a  w drodze powrotnej chcę jeszcze wstąpić do Targetu - mówi, gdy siadam by zjeść.
-Okay, tylko pójdę się umalować i wezmę swoją torbę - powiem wam szczerze, że trudno mi mówić z jedzeniem w buzi. Kiedy kończę buszować w talerzu, wkładam go do zmywarki i idę do pokoju. Wchodząc po schodach obiecuję sobie, że po przyjeździe z miasta rozpakuje wszystkie pudła, a przynajmniej znaczną ich część. Zabieram telefon i torebkę. Ostatni raz rzucam okiem  na bałagan, który tam zostawiam. 
- Ja już gotowa! Czekam w samochodzie - krzyczę zabierając kluczyki i dokumenty z blatu. W odpowiedzi słyszę tylko głośne "okay". Zakładam więc moje trampki i idę do naszego Range Rover'a. Zajmuję miejsce pasażera i włączam radio. W tle cichutko leci piosenka The Fray - You Found Me. 
- Już jedziemy - mówi mama wchodząc do auta. Odpala je i ruszamy w drogę.
- O czym tak myślisz ? - pyta po paru minutach jazdy.
- A tak, zastanawiam się jak to będzie w szkole. Nowe otoczenie i te sprawy. Nie znam tam nikogo. - mówię zgodnie z prawdą.
- Oj nie przesadzaj, dasz sobie radę. Zawsze możemy cie przepisać do szkoły gdzie znasz większość osób. 
- Muszę, nie mogę tam wrócić.. - Odpowiadam szeptem 
Droga dłuży mi się strasznie. Kiedy wkoncu dojeżdżamy jest  12:15. Wchodzimy do sklepu z akcesoriami szkolnymi. Kupujemy sporo zeszytów i innych pierdół. Wychodząc mama spotyka swoją koleżankę i zaczynają rozmawiać. Wiem że szybko nie skończą, wić mówię jej, że idę do Victoria Secret popatrzeć i może coś sobie kupię. One decydują się na kawiarnie. Spędzam w sklepie dobrą godzinę. Oglądam wszystko co mnie interesuje aż nagle przewracam stojak z bluzkami. Jestem pewnie czerwona jak burak i jest mi wstyd. Szybko zabieram się za  zbieranie porozrzucanych ciuchów. Widzę że czyjeś ręce mi pomagają. Podnoszę wzrok i widzę parę intensywnie brązowych oczu wpatrujących się we mnie. Czuję się jeszcze bardziej zażenowana , kiedy orientuję się ze para pięknych oczu należy do chłopaka.
- Nie musisz mi pomagać, dam sobie radę - mówię piskliwym głosem 
- Żaden problem. - Odpowiada 
Kiedy wszystko jest już na swoim miejscu nieznajomy pospiesznie odchodzi nie dając mi nawet spytać o jego imię. Zdezorientowana wychodzę pospiesznie że sklepu staram się znaleźć moją mamę, ale okazuje się to nieco trudne....
---------------------------------
Przybywam z nowym rozdziałem i zachęcam wszystkich do komentowania :) :*



10 komentarzy: