niedziela, 6 marca 2016

Chapter 14

CZYTASZ - KOMENTUJESZ 
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3 
_________________________________________________________
Siedzę w pokoju,ogarnięta ciszą. Kiedy przyjechaliśmy do domu, odbyłam z rodzicami poważną rozmowę na temat jak dalej mam zamiar funkcjonować. Wiem, że nie będzie mi łatwo, bo ciągle w głowie mam obraz jak ten bydlak mnie krzywdzi. Nie reaguję już płaczem. W sumie odkąd wróciliśmy nie płakałam ani razu. Wyjaśniłam im, że nie zwariowałam, tylko teraz chcę zacząć wszystko od nowa. Tato zażądał złożenia donosu na policji.  Oboje się zdziwili, kiedy powiedziałam że nie ma mowy. Mama zaczęła płakać, a tato nerwowo zaśmiał się i zapytał czy mocno uderzyłam się w tą głowę. Powiedziałam im że sama się tym zajmę i nie życzę sobie żeby oni ingerowali to. Coś czuję że i tak po kryjomu pójdą na policję. Dlatego muszę być szybsza i Dean mi w tym pomoże. Bynajmniej tak mi się wydaje. Dean! Nic mu jeszcze nie wyjaśniłam. Muszę się z nim jak najszybciej spotkać.
Schodzę więc z łóżka, przebieram się w jeansy, zwykły czarny top i wychodzę z domu idąc do tego naprzeciwko. Kiedy jestem na ganku zaczynam się stresować. Co jeśli był miły tylko przez to że miałam wypadek. Pełna obaw pukam do drzwi. Otwiera je nie kto inny jak Dean. Ma na sobie tylko krótkie spodenki w kolorze khaki i czarne japonki. Nie mogę oderwać wzroku od jego klaty. Ma trzy tatuaże. Pierwszy to jakaś data, drugi to znak nieskończoności na obojczyku i trzeci ostatni to chyba jakaś sentencja w jakimś języku. Mogłabym wpatrywac się w nią przez cały dzień ale przerywa mi pstrykanie palców tego boga.
- Ee księżniczko. Czego tu szukasz?
- Noo przyszłam z tobą porozmawiać. Wiesz wyjaśnić tą żenującą sytuację. Mogę wejść? - Pytam z lekkim uśmiechem.
- Nie sądzę że to jest dobry pomysł. Jest tu Aura. - Tłumaczy
- Coś nie tak kochanie? - Słyszę głos Aury, która właśnie materializuje się koło nas. Lubię ją, ale czuję mocny ból w miejscu gdzie najprawdopodobniej jest moje serce.
- Nie, Melody przyszła do Eve, ale niestety nie ma jej w domu - OK. zrozumiałam. To było tylko przez wypadek. Czuję się żałosna. Bez słowa odwracam się i kieruję się do swojego domu. A ja głupia chciałam powierzyć mu swoje sekrety. Postanawiam zadzwonić do Eve, myślę, że ona mnie wysłucha. 
-Halo?- odbiera po jednym sygnale.
- Cześć to ja, Melody. Gdzie jesteś? Chciałabym pogadać- tłumaczę
- Aktualnie jestem u swojego chłopaka - chwila. Ona ma chłopaka?  
- Oh to nie przeszkadzam. Baw się dobrze - mówię bez przekonania. Czułam że coś przede mną ukrywa. Głos miała spięty.
Mama pyta się czy nie chcę gdzieś jechać, bo jedzie do Polly i może mnie gdzieś podrzucić. Decyduję się na centrum handlowe. Nic nie poprawia humoru tak, jak zakupy. A zdaję sobie sprawę z faktu, że w mojej szafie przydałby się mały rekonesans. Żegnam się z mamą i idę do budynku. Na początku bezczynnie kręcę się po sklepach, nie mogąc nic sobie znaleźć. Wtedy zauważam Toby'ego. Z nikim innym jak piękną długonogą blondynką, która w porównaniu ze mną wygląda jak Angelina Jolie. On też mnie zauważa. No to dupa, trzeba sie przywitać.
- Hej Mel! - zaczyna Toby
- Um hej.
- Co za maniery. Poznajcie się. To jest Vanessa - wskazuje na boginię - A to Melody.
Czas na podanie sobie ręki.
- Hej, jak okropnie  miło mi cię poznać! - moje słowa są zbyt entuzjastyczne. Ta tylko kiwa głową na znak że rozumie , ale nie ma zamiaru się przedstawiać. Ohh prawdziwa z niej dusza towarzystwa. Ten dzień nie mógł być bardziej nudny i okropny. Stoimy w niezręcznej ciszy, którą przerywa czyjś telefon. Chwila. To mój telefon. Odbieram, ale nie spodziewałabym się nigdy tego co usłyszę....

---------------------------------------------------------------------------------------
Przybywam z nowym rozdziałem ! :)  W KOMENTARZACH ZOSTAWIAJCIE   LINKI DO SIEBIE ♥ Z PEWNOŚCIĄ ZAJRZĘ :) :*

niedziela, 14 lutego 2016

Chapter 13

Budzę się ponownie....
- Mamo - chrypię. 
Nie widzę nigdzie mamy. Zaczynam panikować. Wszystko mi się przypomniało. Wtedy gdy to się stało nie pamiętałam kto mi to zrobił, a Dylan był zbyt napity, żeby pamiętać co się stało. Do tej pory tego bydlaka nie ukarano!
- Ttto był Cody. Cody Morisson. - Zaczynam płakać i wtedy silne ramiona mnie otulają. Spoglądam do góry i widzę parę pięknych oczu. Dean.
- Ćśś już dobrze. Twoi rodzice już jadą, jest tu też dyrektorka.- uspokaja mnie.
- Dean - zaczynam coraz bardziej płakać. Zmoczylam mu już całą koszulkę a on dalej jest przy mnie. Nagle wbiega mama.
- Melody. Ohh kochanie!  Co się stało?- Pyta Deana.
- Noo w szkole na lekcji biologii Melody zaczęła się źle czuć i nagle stała się blada. Wstała i momentalnie zemdlała i uderzyła dość mocno w podłogę. - Tłumaczy się moim rodzicom. A do mnie dociera to, jak w żałosnym położeniu mojego życia się znajduje. Ocieram oczy i zaczynam mówić.
- Mamo, ja wiem. Wiem kto to był. - Mama momentalnie zamiera na moje słowa. Tato pierwszy odzyskuje rzeczywistość i pyta
- Melody?  Wszystko dobrze?
- Tak. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Przepraszam za całą tą szopkę była nie potrzebna. Mamo, tato. To był Cody Morisson. Znajdę go i wtedy pożałuje że mnie zabił. - Nie płacze już. Moja wypowiedź przesiąknięta jest rządzą zemsty. Rozumiem do czego doprowadził ten upadek. Poczułam taki sam ból jak podczas tego co mi robił. Wtedy przypomniało mi się wszystko ze szczegółami. Nienawidzę Dylana, za to, że pozwolił mi umrzeć. Nienawidzę.
- Kochanie jesteś pewna? Ohh Melody tak nam przyk - Zaczyna mi współczuć tato.
- Nie! Było minęło. Teraz czas na mój plan gry.
Rodzice są lekko zszokowani. Spodziewali się, że wpadnę w histerię, będę wyć do księżyca tylko dlatego, że jakiś bydlak odebrał mi życie. Nie jestem już tą samą Melody, która kochała śpiewać, dobrze się uczyła i była wzorem do naśladowania. To wydarzenie zmieniło mnie a jednocześnie zapoczątkowało nowy rozdział w moim drugim życiu. Nie pozwolę, aby zostało mi odebrane! Przypominam sobie o obecności Deana i czuje się lekko zakłopotana. Jestem mu winna wyjaśnienia, ale to później.
- Dean, dziękuję. Naprawdę bardzo dziękuję - uśmiecham się na koniec.
- Nie ma za co - mruga do mnie. W tym samym momencie do mojej sali wchodzi lekarz. Wyjaśnia moim rodzicom, że mam lekkie wstrząsienie mózgu, a poza tym wszystko jest w porządku i mogę iść do domu. Czuję na ramionach jak ciężar, który przez tyle lat dzwigałam zaczyna lżeć. To dziś narodziłam się na nowo. Zdaję sobie sprawę,że zapewne zachowuję się jak jakaś paranoiczka, ale dotarło do mnie, że wkoncu jestem sobą. Boję się tylko co będzie teraz się działo. Napewno ten @#/;@@# zapłaci mi za wszystko!
_______________________________________
Wiem, że rozdział, może być trochę krótki Xd no ale cóż... ;) zapraszam do czytania i komentowania!  <3

Chapter 12

~~~~~~~~~~~~ 4 years ago ~~~~~~~~~~

- Kocham Cię Dylan! Niee przestań!  - Krzyczę śmiejąc się. Łaskocze mnie już od 10 minut.
- Powiedz mi z kim rozmawiałaś przez telefon !  - Nalega, nie zwracając uwagi na moje wrzaski. Nie lubię kiedy robi się zazdrosny. Wie jak mnie zmusić do powiedzenia prawdy. W końcu poddaję się.
- Dobra już dobra powiem! No to, Natalie powiedziała że widziała jak Cody daje ci torebeczkę z białym proszkiem i mam na ciebie uważać. - Mówię cichym głosem. Trudno odczytać o czym on teraz myśli. Ma nieobecny wzrok.
- Kotek, wiesz że to nie prawda. Ja i narkotyki?  Proszę cię...- śmieje się, a ja czuję się żałośnie. Siedzimy jeszcze przez godzinę, po czym Dylan dostaje telefon. Wychodzi z pokoju żebym nie słyszała o czym rozmawia. Nie podoba mi się to, ale postanawiam zignorować jego zachowanie. Kiedy wraca, jest jakiś dziwny. Mówi że musi iść i zadzwoni później. Zamykam za nim drzwi i idę do siebie do pokoju.

                            2 tygodnie później

- Kochanie tylko proszę cię uważaj. I przekaż Dylanowi, że w domu masz być najpóźniej o północy. - Mówi mama. Ledwo udało mi się ją przekonać do tego żebym mogła iść na imprezę z Dylanem. Tak naprawdę nie wiem gdzie i u kogo jest ta impreza ale no cóż, czasem tak bywa. Ostatni raz sprawdzam sukienkę i makijaż. Wychodzę na dwór, macham do rodziców i idę do samochodu Dylana. Rozmawiamy o wszystkim i niczym. Jest ode mnie starszy o 2 lata. Niestety koleguje się z Codym i jego paczką. Niepodoba mi się to towarzystwo, ale kocham go i muszę to akceptować. Podjeżdżamy jak się dowiedziałam pod dom jednego z jego kumpli. Przez pierwsze dwie godziny bawię się dość dobrze. Znam Dylana od dziecka. Długo się przyjaznilismy dopóki nie zrozumieliśmy, że się kochamy. Czuję się przy nim bezpieczna, chociaż zmienił się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, po tym jak zmarła jego tato Joshua, przez tydzień nie wychodził z domu, a później poznał tych gości. Był z nim bardzo związany więc rozumiałam jego zachowanie.Tak czy inaczej kochałam go. Czuję od Dylana alkohol i zaczynam panikować, bo on nas tu przywiózł i miał mnie odwieźć. Przez pół godziny na okrągło proszę go żeby przestał pić. Nic z tego. Powiedział, że Cody mnie odwiezie. Nie podobał mi się ten pomysł, i miałam zamiar porozmawiać z nim o tym jak wytrzeźwieje. Kiedy zbliża się 11 proszę Codyego o to żeby już mnie odwiózł. Idzie po kluczyki i ruszamy w drogę.
- Jesteś przyjaciółką Dylana? - Przyjaciółką?  Nie powiedział im?
- Nie, jestem jego dziewczyną - czuję się źle w jego towarzystwie. On tylko głupio się uśmiecha a ja mam ochotę zedrzeć mu ten durny uśmiech z jego twarzy. Jestem wściekła na Dylana, że się upił i teraz muszę siedzieć w jednym aucie z tym idiotą. Wyglądam przez okno i zauważam drzewa. Coś mi tu nie gra.
- To nie jest droga do mojego domu.- zwracam mu uwagę, trzęsącym się głosem. On nie reaguje. Zbliża się do mnie, żeby mnie pocałować, lecz ja się uchylam. Czuję od niego alkohol. Nie nie nie. To tylko głupi sen. Obudź się obudź! 
- Wypuść mnie!  W tej chwili!  - Krzyczę jednocześnie płacząc. On tylko łapie mnie i ucisza bolesnym uderzeniem w głowę. Rozdziera moją sukienkę, a ja się wyrywam. Jest ode mnie silniejszy, więc mi na to nie pozwala. Pozbawia mnie w ten sposób mojej godności. Próbuję złapać oddech. Mdleję, a ten bydlak robi ze mną najgorsze. Nie czuję już nic. Budzę się dopiero w szpitalu. Jestem cała poobijana. Mama płacze, tato siedzi na krześle i patrzy się w przestrzeń. Wtedy budzę się ponownie....

Chapter 11

CZYTASZ - KOMENTUJESZ 
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3 
________________________________________________________________
Przejażdżka pod szkołę upływa dość szybko. Zbieram swoje rzeczy  z siedzenia i razem z Eve, z którą mam biologię kieruję się do budynku. Nie przestało jeszcze padać, więc nim wchodzimy jesteśmy przemoczone. To wina Pana Dupka, bo zaparkował spory kawałek od wejścia. Idę do swojej szafki, po drodze wysluchując różnych epitetów ze strony Eve na swojego brata. Gdy jesteśmy już przy szafkach,  a tak się składa, że mamy je obok siebie, sprawdzam stan swoich ciuchów. Góra jest sucha, prócz włosów, bo jak biegłyśmy kaptur zleciał mi z nich. Spodnie i butu są niestety doszczętnie przemoknięte. Pech chciał, że nie mam żadnych ciuchów na zmianę, będę musiała jakieś sobie przynieść. Patrzę bezradnie na Eve, która  na początku roku przyniosła do szkoły torbę z ciuchami, niestety żadne by na mnie nie pasowały, ponieważ jestem od niej chudsza.
- O patrz!  Tu się schowały. Masz leginsy, powinny pasować i do tego podkreślić trochę twoje kształty. - Wybucham śmiechem, ponieważ ja nie mam kształtów, a może i mam? - No nie patrz tak, mam tu też jakieś buty. Jaki masz rozmiar?
- Emm 36.
- Oo to dobrze się składa, bo ja mam 37.- Mówi i podaje mi siwe conversy.- Mogą być nieco za duże, ale lepsze to niż przemoczone Tomsy. Bierz i idziemy, w sumie to idź i poczekaj na mnie, ja jeszcze wezmę suszarkę i inne pierdoły. - Matko! Czy ta dziewczyna w swojej szafce ma cały sklep? Bez słowa kieruję się do łazienki,  po drodze pozostawiając po sobie mokre ślady. Wchodzę do jednej z kabin i przebieram się, od razu lepiej.
Kiedy wychodzę spoglądam na zamieszczone tu wielkie ścienne lustro. Eve miała rację, moje nogi wydają się sto razy dłuższe, a tyłek jakbym ćwiczyła z dobry miesiąc.
- Weź, bo zaraz wpadniesz w samouwielbienie. - Reaguję cichym paskiem na dźwięk głosu Eve. Ona jak widać też zdążyła się już przebrać i muszę przyznać że wygląda olśniewająco!  W rękach trzyma suszarkę i prostownicę.
- Chodź, masz suszarkę, twoje bardziej przemokły.
- Dzięki, a tak wogule, to która godzina? - Pytam biorąc od niej sprzęt i szukam gniazdka. Znajduję je tuż nad umywalką. Nie jest to zbyt bezpieczne miejsce, no ale cóż, bywa.
- No jakoś - patrzy na wyświetlacz telefonu - dokładnie to 8:35 - informuje mnie, a ja na chwilę zaprzestaje rozczesywanie włosów.
- Umm, trochę późno. W ciągu paru dni zdążyłam już 2 razy się spóźnić. - Nie ładnie panno Turck.
Suszę, rozczesane już włosy. Kiedy kończę wymieniam się sprzętem z Eve. Prostuje je.  Wyglądam dość przyzwoicie. Słyszymy dzwonek, więc szybko zbieramy rzeczy i idziemy do szafek. Szybko dziękuję Eve, która mówi " dla przyjaciół wszystko " Cieszę się, że ją mam. Może ten rok nie będzie taki zły.
Po 3 lekcjach przychodzi czas na lunch. Kieruję się do stołówki, tam słyszę pochlebne komentarze na temat mojego wyglądu. Dzisiaj słyszałam ich już mnóstwo. Biorę tackę i podchodzę do bufetu. Nakładam sobie sałatkę, dwie kiełbaski i kawałek bułki. Kieruję się do stolika gdzie siedzi Eve z Aurą.
-Hej! Mogę się dosiąść? - Pytam. Obie kiwają głową, na znak, że się zgadzają.
- No no no Melody, chłopaki za tobą latają. Nie dziwię im się - mówi Aura i mruga do mnie. Rozmawiamy jeszcze przez dłuższą chwilę, a później kierujemy się na ostatnie lekcje. Cieszę się, że nie spotkałam dzisiaj Deana. Na algebrze strasznie zaczyna mnie boleć brzuch. I wtedy chcąc nie chcąc zwracam swoją uwagę prawie całej klasy. Chciałabym, żeby była tu Aura lub Eve, niestety ze znajomych mi osób jest tylko Dean Black.
- Melody? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miała zemdleć. - Pyta nauczycielka. Chyba. Nie jestem w stanie stwierdzić skąd dochodzi głos. Chwilę później czuję już tylko silny ból głowy......

sobota, 13 lutego 2016

Chapter 10

CZYTASZ - KOMENTUJESZ 
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3 
________________________________________________________________
Kiedy kończę pieczenie moich kochanych muffinek jest już późno. Mama zdążyła już wrócić z miasta, od razu podejmuje rozmowę:
- Hej córuś ! ten spadek, wiesz wogule co w nim jest? - mówi szybko, jest równie szczęśliwa co ja. Wiem, że powinnam się wstydzić tego, że ciesze się ze spadku, ponieważ powinnam się smucić ze śmierci prababci no ale szczerze mówiąc ja jej prawie nie znałam. 
-Ee no pieniądze? - to na pewno tam jest.
- No tak, ale do tego odziedziczylaś domek letniskowy tu niedaleko. Rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, ale w końcu stwierdziłam, że czas odrobić lekcje. Idę więc do siebie, siadam przed laptopem i wchodzę na swoją pocztę. W szkole wyjaśniono mi, że teraz co poniedziałek na moją skrzynkę mailową będzie przychodziła lista zadań na najbliższy tydzień. Jest to ułatwienie ponieważ mamy więcej czasu na ich zrobienie. Na jutro mam 2 zadania z algebry i jedno z historii Ameryki. Od razu zabieram się do roboty. Po godzinie wszystko mam już odrobione. Kiedy rozmyslam nad rozwiązaniem zadań na kolejne dni słyszę pukanie do okna. Staram się je ignorować, myśląc, że to pewnie gałąź zahaczyla o szybę, ale kiedy staje się ono coraz bardziej natarczywe, podchodzę i odsłaniam roletę. Widok jaki tam znajduje, nieco mnie szokuje. Dean Black stoi przed moim oknem że swoim durnym uśmieszkiem. Już miałam odejść od niego, ale ciekawość bierze górę i otwieram je.
- Czego tu szukasz? - Warczę na niego.
- No ee no nic- dziwne, mówi tak jakby się denerwował, ale to przecież Dean - zastanawiałem się czemu tak szybko uciekłaś, Eve kazała mi cie przeprosić jeżeli coś źle powiedziałem. - No i wszystko stało się jasne. Nigdy z własnej woli by tu nie przyszedł Nie ma co tracić czasu. 
- Jak widzisz, żyję, nic mi nie jest i mam się dobrze, więc oszczędź sobie i idź do domu. - Mówię obojętnym głosem. Przez ostatnie lata nauczyłam się go odpowiednio używać. Bez słowa odchodzi. To było dziwne. Stoję jeszcze przez chwilę i napawam się pięknym widokiem nieba. Widzę Syriusza i Wielką Niedźwiedzicę.  Lubię tak sobie czasem popatrzeć na gwiazdy. Od dziecka widziałam w nich coś niezwykłego. W każdym moim pokoju miałam na suficie cały gwiazdozbiór. Tutaj także jest. Kiedy robi mi się zimno, zamykam okno i wchodzę pod kołdrę.  Sprawdzam swoje social media i idę spać.

                                               §

-Aua! Co to do cholery?! - Zaraz zaraz w moim śnie nie słyszałam wcale żadnego męskiego głosu. Szybko otwieram oczy i cicho piszcze na widok samego Deana masujacego sobie kolano, bo uderzył się o moją komodę. Mam go już dosyć. Wczoraj go poznałam a już chce go zamordować.
- Co ty tu robisz?! - Pytam wściekła.Dosłownie gotuje się ze złości.
- No ja Emm twoja mama wyszła już i powiedziała żebym zajrzał do ciebie czy już wstałaś, żebyś się nie spóźnia. - Tłumaczy się zakłopotany. 
- Aa no to w takim razie dzięki, ale dzisiaj przebiegnę się do szkoły.- mówię z wymuszonym uśmiechem.
- Nie ma mowy. Na dworze leje a twoja mama i moja siostra urwały by mi głowę jakbym na to przystał. Więc może byś się pospieszyla, bo za góra 15 minut wyjeżdżamy - Milcząc podchodzę do szafy. Wyjmuję dżinsy, zwykły czarny top na ramiączkach i szary kardigan. Sięgam po torbę i pakuję wszystkie notatki i zeszyty z zadaniami. Idę jeszcze do łazienki, robię lekki makijaż, podkręcam końcówki włosów i związuje je w wysoką kitkę. Po 10 minutach jestem w pełni gotowa. Schodzę na dół, gdzie czeka mnie dość miła niespodzianka. Na stole leży talerz z grzankami i jajkiem. Jedyne co jestem w stanie zrobić to uśmiechnąć się do tego chłopaka.
- A ty co się tak szczerzysz? To nie ja zrobiłem. Było w piekarniku to wyjąłem.- ughh a już myślałam że możemy być znajomymi. Widocznie nie. Szybko zjadłam pyszne śniadanie. Wyjmuję z lodówki butelkę wody, ubieram płaszcz i moje czarne tomsy, i razem z Panem Dupkiem wychodzę na zewnątrz. W aucie czekają już dziewczyny. Witamy się i zaczynamy rozmawiać. Chociaż one są miłe. Ten dzień będzie hmm ciekawy....

___________________________________

Hej!  Wrócił internet, wróciłam i ja :) mam nadzieję że rozdział się podoba. Przyznam szczerze, że jest on moim jednym z ulubionych. ;) 

niedziela, 31 stycznia 2016

Uwaga ❕

Niestety, ale zawieszam bloga na jakiś bliżej nieokreślony czas, ponieważ mam problemy z internetem. Pozdrowienia dla wszystkich na feriach :)

niedziela, 17 stycznia 2016

Chapter 9


CZYTASZ - KOMENTUJESZ
PODOBA SIĘ - OBSERWUJESZ <3
____________________________________

Idę do łazienki. Nie nawidzę Daisy, ona mnie w sumie też. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Włosy odkrywają moją bliznę koło oka, zapomniałam dzisiaj rano zaczesać ją włosami. Słyszę jakieś kroki, więc pospiesznie wchodzę do jednej z kabin.
- Lindsay słyszałaś? Toby i Vanessa znowu są razem! - Mówi jedna z dziewczyn oburzonym głosem.
- Nie wierzę!  Jak? Przecież ona go zdradziła. Ughh muszę go jej odbić! - Druga wręcz krzyczy.
Siedzę już tam do końca przerwy rozmyślając o tym co usłyszałam. Toby ma dziewczynę? Ciekawe.
Kiedy już się ogarnęłam wyszłam na korytarz. Wiem, że już jestem spóźniona, ale nie nawidzę tej szkoły. Chciałabym wrócić do Australii. Tęsknię za przyjaciółką, rozmawiam z nią codziennie, ale to nie jest to. Brakuje mi jej. Wiem, że dla mamy tutejszy klimat jest na razie idealny, ale ja się tu męczę.
Algebra i Angielski mijają dość szybko, nikt nie zwraca na mnie większej uwagi. Toby parę razy próbował się do mnie odezwać, ale ja mu na to nie pozwalałam kiwając przecząco głową. Zbyt łatwo wszystkim zaufałam. Toby jest super, naprawdę go lubię, ale ja nie mogę się z nim kolegowac, boję się że się w nim zaaakoo ehh no wiecie. Nie cierpię tych słów. Muszę być bardziej uważna i trzymać się z dala od Daisy. Do końca lekcji jakoś mi się udaje na nią nie wpaść, chociaż było to trudne, bo ona jest dosłownie wszędzie! Porażka. Kiedy idę na parking, żeby poczekać na Deana
, Eve i Aurę, rozmyslam co będę robić w domu. Oprócz nich nikogo tu nie znam. Eve wydaje się być spoko. Jest naładowania energią. Wiecznie uśmiechnięta. Chyba zaczynam ją lubić...moje rozmyślania przerywa wredny głos Deana.
- Proszę proszę, przetrwałas cały dzień? Myślałem że wymiękniesz po pierwszej lekcji, kiedy to spotkałas Daisy. - On mnie obserwował? - Nieważne, chodź jedziemy na pizze ale po drodze podrzucimy cie do domu, bo moja siostra nie przeżyłaby gdybym cie tu zostawił - chwilę zastanawiam się nad jego słowami - O idzie. Chodź Kotek zabawimy się trochę. - O nie, nie, nie. Mógł sobie mówić co chce, ale teraz przegiął. Czuję jak panika we mnie wzrasta i nie jestem w stanie jej zmniejszyć. Brakuje mi oddechu. Podejmuję szybką decyzję nim zemdleję. Biegnę, sama nie wiem gdzie bo przecież nie znam drogi do domu, ale nad tym będę zastanawiać się później. Słyszę tylko za sobą stłumiony krzyk Deana czy że mną wszystko ok? Nie nie jest. Biegnę już od kilkudziesięciu minut bez przerwy. Jestem w jakimś parku. Siadam na ławce i zaczynam płakać. Tak po prostu szlocham i nie mogę przestać. Przypominają mi się te wszystkie straszne chwile. Dylan, pierwsze dragi... Kiedy już nie ma mi co lecieć z oczu, zbieram się w sobie. Wyjmuję telefon z nadzieją, że GPS powie mi gdzie jest mój dom. Żałosne jest to, że nie pamiętam ulicy na której mieszkam. Mogłabym zadzwonić do mamy, ale ona zadawałaby za dużo pytań i zabrała mnie do lekarza, a jest to ostatnia osoba z którą mam ochotę rozmawiać. Trudno trzeba sobie jakoś poradzić. Wiem, dzisiaj rano w aucie Aura wpisała mi w moją komórkę swój numer. Piszę do niej sms'a.
" Hej, tu Melody Turck,  mogłabyś mi podać adres mojego domu? Później ci wszystko wyjaśnię. I nie mów nic mojej mamie jak ją spotkasz. Dziękuję " Ale czy mam zamiar jej wyjaśniać? Nie. Coś wymyślę. Nikt nie może się niczego dowiedzieć.  Mam zacząć tutaj wszystko od nowa. Przeszłość mam już za sobą.
Odpowiedź przychodzi niemal od razu. Wklikuję adres do GPS'a. Okazuje się, że do domu mam 3 kilometry. Zaczyna się robić ciemniej, więc zaczynam biec od razu. Kiedy biegam o niczym nie myślę, nic mnie nie rozprasza.  Jestem tylko ja i wiatr, który rozwiewa moje włosy. Kiedy docieram do furtki, wyjmuję lusterko z plecaka i sprawdzam w jakim stanie są moje oczy. Nie jest źle, już nie widać że płakałam. Biorę 3 oddechy i otwieram drzwi.
- Już jestem!  - krzyczę, żeby wszyscy wiedzieli że wrócilam.
- Mel chodź na chwilkę do kuchni. - czemu tato jest zdenerwowany?
- Tato? Co jest? - Mówię na widok taty siedzącego przy stole. Za dużo pracował, oczy ma podkrążone. Ale nie to zwróciło moją uwagę. Na stole leżała koperta. Tato rozmasowywał sobie skronie.
- Tato czy coś się stało. - I wtedy na jego twarzy pojawia się uśmiech. Nie jest on taki jak kiedyś, ale wiem, że w pracy miał urwanie głowy i nie spał już bardzo długo.  Podchodzę więc do stołu i otwieram kopertę. Jest w niej testament. Czytam i czytam i powiem szczerze że zrozumiałam tylko to, że JA w spadku po mojej kochanej prababci otrzymuję jej cały dobytek. Zszokowana patrzę na tatę a ten lekko kiwa głową na znak, że to prawda. Szkoda mi go, bo czekał aż wrócę żeby mi to pokazać,  więc mówię mu, że ma iść się położyć spać. Ja zajmuję się natomiast pieczeniem babeczek. Ten dzień staje się lepszy niż na początku.

_______________________________________________
Hej! Macie już ferie? Ja będę mieć dopiero od 1 lutego :( 

~ PotterheadForever